do szału (także) doprowadza mnie robienie wszystkiego na ostanią chwilę...
składanie pitów 30 kwietnia ...
kupowanie wyprawk szkolnej 30 sierpnia ...
kontaktowanie się z urzędami w ostatnim dniu wyznaczonego terminu ..
nie rozumiem po co czekać, skoro i tak wiadomo, że trzeba COŚ zrobić.. po co potem kombinować, po co denerwować się, że w tym ostatnim dniu coś wypadnie i termin zostanie zawalony..
Naprawdę nie cierpię tego.
dziś jadę oglądać dom ...
od 3 miesięcy wiadomo jest, że firma musi znaleść nowe lokum .. od 3 miesięcy wiadomo, że od 1 września trzeba się gdzieś przenieść ..
PO CO więc CZEKALI do połowy sierpnia z poszukiwaniem ??????????
nie mam pojęcia ..
no i teraz (OCZYWIŚCIE) jest nerwowo i (OCZYWIŚCIE) jest na wariata
bo nagle okazuje się, że lokali nie ma,
a jesli już są to są na końcu świata,
a jeśli nie na końcu świata to ceny są absolutnie horrendalne ..
dom - wg opisu jest idealny ... wszystko jest takie idealne - że aż nieprawdopodobne by się mogło udać ...
buu... wiem, nie wolno się nastawiać ... NO ALE JAK SIĘ NIE NASTAWIAĆ NA COŚ CO JEST W ZASIĘG RĘKI ...
(i tylko szkoda, że ta ręka nie do końca należy do mnie)